Kolejne dni w piekiełku

avatar

Mijały dni a ja poznałem prawie wszystkich pracowników "Jurys-a". Został tylko jeden, był na urlopie. Miałem mieć z nim służbę następnego dnia. Gość miał opinię typowego służbisty. Michał trochę mi o nim opowiedział i miałem się przy nim nie wychylać, bo on z tych co wiedzą wszystko.

61b2f3b3ad7a5_o_full.jpg

Sobota 8 rano

Zacząłem służbę z "Bankowym", taką miał ksywkę ostatni z pracowników którego jeszcze nie poznałem. Mały niepozorny, z ADHD człowieczek, ucieszył się na mój widok. Grzecznie przedstawił się i się zaczęło. Przesłuchanie!

A gdzie pracowałeś, a gdzie mieszkasz czy masz żonę itd. itd. Po którymś pytaniu miałem dość.

- to może teraz opowiedz coś o sobie

No i się zaczęło, poznałem cały przebieg jego służby, zaczął od wojska. Służył 2 lata w marynarce wojennej na patrolowcu, co on tam nie robił. Potem pracował 5 lat w banku (stąd też jego ksywka) a potem przeniósł się do "Jurys-a" i po pół roku awansował do grupy interwencyjnej i inkaso. Trochę już przynudzał, na szczęście koło 10 wszedł dyżurny i kazał trochę po patrolować obiekty, a przy okazji miałem się z nimi zapoznać.

Powiem szczerze, że dyżurny wybawił mnie ciągu nudnej historii. Trochę mnie zdziwił fakt, że gość mnie pierwszy raz na oczy widział a opowiedział prawie całą historię życia. Po dwóch godzinach wiedziałem, że ma żonę, córkę, że mieszka w lokalu po fabryce i ma trochę nierówno pod sufitem i pozwolenie na broń.

Pierwszy alarm

Jeździliśmy sobie po mieście, zwiedzając lokale ochraniane przez firmę, oczywiście nie obuło się bez historii z dupy wzięte, no ale w sumie o czym tu gadać. Dyżurny wywołał nas przez stację mówiąc, że mamy zapier...... bo jest alarm napadowy w kantorze "Cent". Byłem kierowcą, ruszyłem z kopyta. "Bankowy" powiedział, że kantor jest na Pl. Zwycięstwa. Dojechałem w kilka minut do placu i pytam:

- no i gdzie jest ten kantor?
- objedź dookoła i zobaczymy

Okazało się że człowiek, który pracował ponad 3 lata w firmie i który wszystko miał wiedzieć, jednak nie wszystko wie. Wywołał dyżurnego i powiedział, że nie ma tu żadnego kantoru. Dyżurny się zagotował. Zatrzymałem samochód i zacząłem się rozglądać. Okazało się, że jednak jest kantor po przeciwnej stronie placu. Ruszyłem z piskiem opon i zaparkowałem pod samym wejściem.

- tylko uważaj, najpierw postoimy i zobaczymy co się będzie działo, może w środku być uzbrojony napastnik,

Spojrzałem na niego jak na idiotę, przecież to kurcze nie Ameryka. Otworzyłem drzwi samochodu i biegiem ruszyłem do kantoru. W drzwiach pojawił się jakiś gość w białej koszuli z reklamóweczką. Mało myśląc staranowałem go wpychając do środka. Zglebowałem go i odwróciłem na brzuch, dopiero wtedy za mną pojawił się "Bankowy". Gość zaczął się drzeć i pytać o co chodzi.

Z za lady wyłowiła się młoda laseczka, która dopinała guziczki w swojej bluzce.

- panowie to właściciel kantoru, puśćcie go

Wstałem i puściłem gościa, na mój gust to gość bzykał swoją pracownice za kasą i naciskali pedał napadowy.

- już Pan nie pracuje, jak się Pan zachowuje, co kur.. jest?
- nie Pan mnie zatrudniał i nie Pan będzie mnie zwalniał

Z lekka się zagotowałem, pajac ruchał kobitę, włączył napadówkę i co on sobie wyobrażał, miałem wejść do kantoru, powiedzieć:

- dzień dobry, czy ktoś tutaj robi napad?

W nerwach wróciłem do samochodu, Boguś "Bankowy", wyszedł z uśmiechem na twarzy po jakiś 10 minutach.

- jedź do bazy, napiszemy raport
- i co teraz, szef mnie zwolni?
- no to kolega szefa, ale wątpię, takiego kozaka? Byłby głupi.

Wróciliśmy do biura, "Bankowy" opowiedział dyżurnemu całe zajście, wszyscy pękali ze śmiechu, tylko ja nie miałem z czego. Chyba za bardzo się wtedy wszystkim przejmowałem. Dyżurny pomógł mi napisać raport po policyjnemu i poszliśmy dalej jeździć po mieście.

Tego dnia już nic się nie wydarzyło, służba minęła w spokoju, tylko ja jak zwykle bałem się, że szef mnie zwolni albo w najlepszym przypadku dostanę opierdziel.

Następnego dnia rano zadzwonił do mnie inny dyżurny, poinformował mnie, że mam przyjechać na 10 do biura i zgłosić się do dyrektora Piotra. Pojechałem, w drzwiach przywitał mnie sam dyrektor.

- noto stary nawywijałeś, szef chce Cię widzieć.

Razem weszliśmy do pokoju szefa i dyrektor zamknął drzwi. Po chwili weszła żona szefa Pani Ela.

- Panie Sławku co tam się wczoraj wydarzyło?
- podobno trochę Pan sponiewierał szefa kantoru

Opowiedziałem wszystko szefowi, zgodnie z raportem jaki wczoraj napisałem. Szef zaczął się śmiać.

- no nieźle, nieźle

Powiedziałem, że gość się odgrażał, że zostanę zwolniony i że wyciągnie konsekwencję wobec mnie. Znów zaczęli się śmiać.

- emocje już mu minęły, dostałem faks od niego z pochwałą dla Pana i nagrodę 500 złotych za wzorowe zachowanie. Dymali się na napadówce i się nie kapnęli. Dyżurny, jak odjechaliście, uświadomił go, że to był napad i został potraktowany jak bandzior.
- poza tym to nie była jego żona, więc będzie siedział cicho i wcale się tym nie przejmuj
- od zwalnianie ludzi to jest Pan Piotr a nie jakiś tam klient

Spodobało mi się takie podejście, przeważnie zawsze spotykałem się ze stwierdzeniem, że to klient ma rację. Dzień zaczął mi się znakomicie, pochwała od samego szefa, 500 stówek dodatkowych do pensji, no lepiej być nie mogło.

zdjęcie poglądowe zaczerpnięte z Internetu z gazety: naszemiasto.pl



0
0
0.000
0 comments