Wczoraj był powrót do pracy po trzech dniach wolnych. Muszę powiedzieć, że dostałem wczoraj po dupie, że pod koniec dniówki ledwo chodziłem. Żeby nie skłamać to praktycznie cały dzień wczoraj (oprócz przerwy śniadaniowej) zapierdalałem na nogach. I dopiero usiadłem po powrocie do domu. Ale jak zasiadłem, to myślałem, że nogi mi eksplodują, albo się zapalą. Tak mnie nie bolały, nawet po kilku godzinach gry w piłkę nożną.
Co do roboty. To ja znamion kryzysu nie widzę. Co najwyżej kryzysu mojego kręgosłupa który chciał mi wejść do dupy, stawów kolanowych i mięśni rąk. Dobrze, że trochę koledzy mi pomogli, bo by było cienko.
Po robocie miałem pojechać do Obi żeby kupić sobie w końcu rękawice robocze przeciwwstrząsowe i te cienkie monterskie, czy też okulary ochronne i kilka półmasek przeciwpyłowych, ale nie miałem siły. Jak trochę odpocząłem, to poszedłem do Kauflanda kupić sobie herbatę, cukier, kawę i parę innych pierdół do roboty - na przykład napoje energetyczne. Bo już nie daję rady, ani fizycznie, ani psychicznie.